Nie, to nie były warunki. Ja po prostu nie potrafiłem skakać po tym co się stało. To mój najlepszy kolega – wyznał nam zwycięzca Pucharu Świata, Halvor Egner Granerud po odpadnięciu w pierwszej serii zawodów. Fatalny upadek Daniela Andre Tandego uciszył Planicę, która miała być w czwartek radosna i rozśpiewana. Była zafrasowana, przestraszona i wyczekiwała na wiadomości...
Przyjeżdżając na Letalnicę ma się poczucie dotarcia do skokowego raju. Szczególnie w słoneczny wiosenny dzień, a taki był 25 marca. Sielska atmosfera udziela się tu wszystkim. Promienie słońca, muzyka i emocje związane z ponad 200-metrowymi lotami. Ale wystarczy iskra, moment, chwila, która potrafi zmienić wszystko.
Była 14:22. Tande ruszył w serii próbnej. Wyszedł z progu, nagle stracił równowagę i runął na 99. metr zeskoku. Kilka sekund, gdy zawodnik bezwładnie toczy się po zeskoku to najgorszy moment, jaki można zobaczyć w skokach narciarskich. I taki obrazek ukazał się kilkuset osobom zgromadzonym pod słynnym obiektem.
Zapadła totalna cisza. Pierwszy pomocy Norwegowi udzielał lekarz reprezentacji Niemiec. Wyłączono muzykę, słychać było jedynie informacje, które przekazywali ratownicy biegnącym kolegom. Szybko stworzono kordon. Norweg trafił na nosze, był nieprzytomny, a jego twarz zakrwawiona. Ci, którzy stali bliżej mówili o reanimacji. Pod bandy podjechała karetka, którą zawodnika zawieziono kilkaset metrów dalej, gdzie wylądował helikopter medyczny.
Zaczęło się poszukiwanie informacji. Oby jak najlepszych, bo przecież strach dopadł w czwartek każdego na skoczni. Norwegowie? W kilka minut po upadku nie wiedzieli właściwie niczego, bo nie dopuszczono ich w pobliże zawodnika. Stało się jasne, że pierwsi wieści ze szpitala najszybciej przekażą przedstawiciele FIS.
Sandro Pertile stał dobrych kilka minut wraz z rzecznikiem federacji – Horstem Nilgenem. W końcu ten drugi ruszył do mixed zony i przy kolejnych stanowiskach pokazywał telefon z wiadomością. "Drodzy koledzy: stan Daniela Andre Tande po upadku w Planicy jest stabilny. Został przetransportowany do centrum medycznego w Lublanie, gdzie czekają go testy i leczenie. Więcej informacji wieczorem". Jak udało nam się ustalić, to nie był komunikat stworzony przez FIS, a wiadomość wysłana przez lekarzy.
W tak zwanym międzyczasie trwał konkurs, który jakby stracił swój urok. Po jego zakończeniu nie cytowano zwycięzcy, a tego, który przyniósł do mixed zony dobre wiadomości. – Daniel oddycha samodzielnie – powiedział Robert Johansson.
Pełniejszy raport złożył Clas Brede Brathen. Najpierw połączył się z telewizją NRK. Gdy rozmawiał z rodakami miał łzy w oczach. Po kilku minutach stanął przed kamerą TVP Sport. – Mam dobrze informacje. Daniel nie ma urazów zagrażających życiu, ale zostanie poddany śpiączce farmakalogicznej, najpewniej na 48 godzin – przekazał Filipowi Czyszanowskiemu. Urazy? Na razie wiadomo o złamanym obojczyku i przebitym płucu.
Dyrektor norweskiej kadry potwierdził przypuszczenia o reanimacji zawodnika na skoczni. – To wszystko wyglądało przerażająco, dramatycznie – mówił z trudem. – Bardzo dziękuję za sprawną pomoc medyczną organizatorom – zaznaczył, a na jego twarzy było widać jak wiele kosztowały go ostatnie godziny. – Mam nadzieję, że może jeszcze wróci do skoków – dodał i niebawem opuścił obiekt...
Czas wyczekiwania kolejnych wiadomości wciąż trwa...
Następne